Shopping Cart
somatyzacja - jak sobie z nią poradzić?

Somatyzacja – jak sobie z nią poradzić?

Somatyzujesz czy jesteś królem, królową swojego życia?
Proste sposoby na somatyzowanie.

Nie wiem czy też tak masz czasami. Chcesz zadbać o siebie, zrobić maseczkę, pójść do kosmetyczki czy po prostu zwyczajnie na spacer a ciągle brakuje czasu? Mi zdarza się zapominać nawet o nakremowaniu rąk. Dopiero, kiedy są już bardzo popękane i chory, przypominam sobie a odwracanie efektów trwa potem długo i nigdy nie jest tak skuteczne jak systematyka. Słysze czasami jak koleżanki mówią o czymś, co ja być może nie do końca właściwie rozumiem. Mówią, że zapominają o sobie, bo poświęcają się dla dzieci. Zaniedbują swoją dietę, ruch. Swoim kosztem próbują zadowolić inne osoby. To takie sprawy ważne a niepilne. Niby trzeba je zrobić chociaż jak się nie zrobi, to nic się nie dzieje. Czy rzeczywiście nic się nie dzieje?
Pytanie tylko, czy matka ma prawo obciążać swoje dziecko takim brzemieniem świadomości, że się dla niego poświęcała? Czy dziecko miało wybór, że chce się na to poświęcenie zgadzać? Czy dziecko chce potem taką schorowaną mamę musieć dźwigać razem z tym bardzo ciężkim brzemieniem? Czy ktoś je pytał o zdanie?
Moim zdaniem, jeśli ktoś musi się poświęcać dla rodziny, dla pracy czy dla czegokolwiek innego, to coś jest nie tak. Poświęcenie zawiera w sobie stratę. Dzieci to wybór, skarb i nie tylko „biorą” a również dają dużo dobrej energii, bezinteresownej miłości, ufności. Wprowadzają trochę zabawy do szarości codzienności. Tutaj nikt dla nikogo się nie poświęca. Ugotowanie dla dziecka posiłku czy zabawa z nim to po prostu jedna z czynności, na które się decydujemy zakładając rodzinę.
Dla mnie, kiedy ktoś mówi, że się dla kogoś poświęca, to to jest forma przemocy, wywierania presji (świadomie albo nieświadomie).
Kiedy tylko sama się czasami na czymś łapię, że zaczynam się poświęcać czyli czuć, że coś tracę, to od razu stawiam bardzo wyraźną granicę. Podobnie kiedy czuję, że ktoś poświęca się czyli traci coś dla mnie to od razu staram się stosować zasadę, którą nazywam wygrana-wygrana.
W zasadzie wygrana-wygrana chodzi o to, że jeśli dajesz coś z siebie drugiej osobie a przez dłuższy czas nie dostajesz nic w zamian, to znaczy, że relacja jest toksyczna. Trzeba ze sobą porozmawiać albo taką relację zakończyć.
Czy mam tutaj zawsze na myśli kwestie finansowe? Niee – wszystkie. Mówię o relacjach, emocjach, wzajemnym wsparciu.
Słyszałeś kiedyś o somatyzacji? Ludzie, którzy przez dłuższy czas są w toksycznej relacji i nie mają odwagi jej uciąć albo przestawić na właściwe tory, mają często syndrom ofiary. Po prostu świadomie albo nieświadomie zgadzają się na to. Trzeba koniecznie i to jak najszybciej nauczyć się stawiać granice i ich przestrzegać, nie pozwalać na ich przekraczanie.
Wracając do somatyzacji. Czasami lekarze mają bardzo duży kłopot z osobami, które cierpią np. na powracające bóle – a to głowa, a to bark czy krzyż itd. itd. Diagnostyka nie pokazuje przyczyn.
Często przyczyny są właśnie w tym, że nie żyjemy w pełni swoim życiem a „poświęcamy się” dla kogoś. Uważamy, że nie można nic z tym zrobić. Nie chcemy narzekać, że jest nam z tym źle i trzymamy w sobie. Są też osoby, które ciągle narzekają i na każdym kroku a nic z tym nie robią. Jedne i drugie mogą zacząć cierpieć na choroby somatyczne. Można cierpień na ciążę urojoną a można też cierpieć na choroby, których nie ma albo je u siebie wywołać. Jeśli to potrwa długo, to bez lekarza się nie obejdzie.
Jak najszybciej warto, żebyśmy nauczyli się jako społeczeństwo nie poświęcać. Dajmy coś komuś z wyboru, dobrych chęci. Zróbmy coś dla kogoś, bo nam to sprawia radość. Oduczmy się poświęcania. To jest syndrom ofiary losu. W ten sposób myślimy, że poświęcamy się dla partnerki, partnera czy dzieci. Ludzie w desperacji, kiedy już nie mogą wytrzymać, próbują zmienić partnera, partnerkę czy porzucić rodzinę i prędzej czy później odkrywają, że to niczego nie zmieniło i znowu są we właściwie identycznej sytuacji.
Żeby uporać się z fizycznymi objawami somatyzacji potrzeba ciszy, skupienia, przyjrzenia się sobie jakby z boku. Warto zmieniać perspektywę i spojrzeć na siebie oczami matki, ojca, sąsiada, szefa, pracownika, dziecka. Zastanówmy się, jak oni nas widzą. To może nam dużo podpowiedzieć. Jak zauważymy coś, nad czym możemy popracować to ustalmy sobie plan. Z kim i o czym chcemy porozmawiać. Nie bójmy się swoich własnych emocji. Mamy prawo do smutku, żalu, złości i możemy o nich z drugą osobą porozmawiać. Jeśli ona nie ma problemów umysłowych i jest zdrową psychicznie osobą, to taka osadzona w prawdzie rozmowa może przenieść waszą relację na inny poziom. Jeśli natomiast twój rozmówca zareaguje nieadekwatnie czyli nie wykaże zrozumienia, nie będzie umiał wysłuchać, to daj mu trochę czasu, Przemyśli sobie pewne sprawy, poukłada, zastanowi się. Za tydzień czy dwa wróć do tematu. To bardzo ważne – nie odpuszczaj. Jeśli ta kolejna rozmowa nie będzie prowadziła w dobrym kierunku, to zastanów się głęboko nad sensem takiej relacji.
Co jednak zrobić, jeśli przyglądamy się sobie a nie widzimy przestrzeni do tego, nad czym można by było pracować? Co jeśli, nie widzimy niekorzystnych schematów, które powielamy i w których żyjemy? Nie możemy dostrzec niejasnego postępowania czy toksycznych relacji?
Moim zdaniem jest ktoś, kto może nam pomóc. Nie nauczyliśmy się jeszcze korzystać z tej pomocy tak, jak zdecydowanie potrzebujemy. Powinniśmy robić to częściej. Poszukać warto dobrego, zaznaczam – dobrego psychoterapeuty. Nie pozwól „grzebać” w swoim umyśle komuś przypadkowemu.
Kiedy zepsuje się samochód to szukamy dobrego serwisu czy polecanego mechanika. Kiedy psuje się komputer, chcemy, żeby się nim zajął informatyk. Kiedy w oprogramowaniu jest jakiś błąd, wgrał się wirus czy trojan, to szuka się dobrego programisty.
Co robimy, kiedy coś jest nie tak z naszym sposobem myślenia? Najczęściej nie robimy nic. Tkwimy w zaklętym kole, które szkodzi nam i osobom, które są blisko. W pewnym momencie, gdy problemy i wyzwania narastają, pojawia się załamanie, depresja a nawet jeszcze poważniejsze choroby psychiczne. Wtedy już sytuacja częściej zmusza nas do udania się do specjalisty. Idziemy do psychiatry i często kończy się to przyjmowaniem leków. Wtedy sytuacja staje się już o wiele, wiele poważniejsza. Nie czekajmy tyle.
Czasami małego wirusa w oprogramowaniu mózgu warto zlokalizować i unieszkodliwić przy pomocy psychoterapeuty. Często wystarczą pojedyncze sesje z nim. To psychoterapeuta podpowie nam, czy potem warto popracować nad sobą np. z trenerem rozwoju osobistego. Zauważy też, jeśli sprawy zaszły za daleko i potrzeba wsparcia lekarstwami. Psychiatra robi to często właściwie z automatu. U psychoterapeuty większość wizyt obywa się bez wspomagania środkami farmakologicznymi.
Psychoterapeuta pomoże wyjść z labiryntu, w który sami weszliśmy. Całym sercem rekomenduję rozmowy z nim.
Nasze ciało się z nami na różne sposoby komunikuje. Ostrzega nas albo chwali. Kiedy nie radzimy sobie z emocjami, nie umiemy ich wyrażać albo próbujemy ukryć, to ciało może próbować takie niewłaściwe postępowanie somatyzować w postaci chorób. W rzeczywistości to na początku nie nasze ciało choruje a serce i dusza.
Dziś mówi się dużo o tzw. nieświadomości. Często nie mamy do niej dostępu a mimo to, ma ona na nas bardzo duży wpływ.
W internecie znalazłam tekst Atomic Holistic Lifestyle, którym chcę się z Tobą podzielić. Niestety nie znam autora. Nie musisz go brać dosłownie i w 100%. Ty decydujesz. Myślę jednak, że dość dobrze pokazuje on o co chodzi z somatyzacją i dlaczego nie można jej bagatelizować. Ten tekst znajdziesz poniżej:

„Kiedy brakuje nam emocjonalnego ciepła, wystarczy tylko minimalny zimny wiatr, a natychmiast łapiemy przeziębienie. Przeziębienie „ścieka”, gdy ciało nie płacze. Silne bóle pleców (oczywiście te, które nie są spowodowane kontuzją czy ciężką pracą) mówią nam, że dźwigamy ciężar, traumę lub smutek ponad nasze siły. Bóle gardła są konsekwencją nadmiaru bólu utrzymywanego w naszym wnętrzu, o którym nie mamy komu opowiedzieć, z którego nie możemy się zwierzyć. Kiedy nie potrafimy kogoś tolerować, a skazani jesteśmy na jego towarzystwo, cierpimy na nadkwasotę żołądka. Kolki jelitowe często są nagromadzoną wściekłością, której nie potrafimy rozładować. Cukrzyca atakuje, gdy osacza samotność. Rak pochłania nas jak nienawiść, która rodzi się z braku miłości. Ciało tyje, gdy jesteśmy niezadowoleni lub traci wagę, gdy czujemy się wyczerpani. Obawy, niepewności, niepokoje spędzają nam sen z oczu. Brak sensu życia spowalnia lub przyspiesza pracę serca, stąd niedociśnienie lub nadciśnienie, czyli zmiany, które warunkują nasz nastrój i witalność. Nerwowość zwiększa liczbę oddechów, jakby brakowało nam powietrza, stąd bóle w klatce piersiowej oraz bóle głowy (palacze pobierają dodatkowe powietrze ze śmiercionośnego i efemerycznego dymu, który rozluźnia ich w sposób kompensacyjny, a jednak iluzoryczny). Ciśnienie „wzrasta”, gdy więzi nas strach. Kiedy czujemy się przytłoczeni zbyt wielkim problemem, atakuje nas gorączka i spada odporność naszego organizmy. Kolana bolą, gdy nasza duma jest nieugięta. Artroza pojawia się, gdy nasz umysł nie jest otwarty, gdy jesteśmy zbyt sztywni. Skurcze wskazują na to, że przechodzimy sytuację na granicy wytrzymałości. Zaparcie pokazuje, że istnieją pewne pozostałości w naszej nieświadomości, nasze sekrety nas „zatykają” (ile niepotrzebnych odpadów trzymamy w naszym wnętrzu?) i nie znajdujemy nikogo, kto by nas rozumiał bez osądzania. Biegunka jest aktem samoobrony naszego organizmu, który chce wyeliminować to, co postrzega jako szkodliwe (podobnie jak wymioty); jej powodem nie są jedynie wirusy, ale także sytuacje, uczucia … Być może cierpiący na biegunkę nie potrafią ani powstrzymywać się, ani sobie przyswajać.
Choroba nie jest zła. Ostrzega nas przed złą drogą. Słuchajmy naszego ciała i nauczmy się uzdrawiać je naszym duchem. Nie ma takiego lekarstwa, którego twoja własna natura nie może ci dać.
Jest oczywiste, że nie uogólniamy, to nie jest katalog farmakologiczny, ale wytyczna… Kto się zamartwia, somatyzuje zmartwienia w głowie (migrena) albo w żołądku (niestrawność). A dzieci? Chociaż są niewinne, przypominają emocjonalne gąbki i absorbują każdą negatywną energię tych, którzy są wokół nich. Nie przez przypadek najzdrowsze dzieci to te, które dorastają w zjednoczonych i kochających się rodzinach. Miłość jest życiem, dlatego każdy brak miłości rodzi w nas śmierć: psychiczną, umysłową, emocjonalną i ostatecznie fizyczną”.

Czy myślisz, że to dla Ciebie brzmi sensownie? Może warto przyjrzeć się sobie i poradzić się specjalisty od ducha, mózgu i serca?

Pozdrawiam Ciebie bardzo,
3maj się ciepło,
nie daj wirusom
Marzena

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *